Leżałaś w łóżku rozważając różne scenariusze jutrzejszej hmmm w sumie dzisiejszej rozmowy z Łukaszem. Nie mogłaś spać a jeżeli już zasnęłaś po chwili się budziłaś.
Rano miałaś rehabilitację. O 7:30 pod blok zajechała taksówka którą miałaś się dostać do ośrodka. Kiedy wychodziłaś, Łukasz jeszcze spał. Po dwugodzinnej rehabilitacji byłaś zmęczona ale zadowolona bo w palcach u stóp poczułaś wyraźne mrowienie. Jeszcze nie byłaś w stanie nimi ruszać ale miałaś nadzieję, że teraz już pójdzie z górki. W bardzo dobrym nastroju wróciłaś do mieszkania i nawet złość na Łukasza trochę Ci przeszła.
-Dlaczego mnie nie obudziłaś?
-Jestem dorosła i mogę robić co mi się podoba.- Łukasz westchnął ale widocznie nie chciał wszczynać kłótni, która i tak wisiała w powietrzu.
-Jak rehabilitacja?
-Bardzo dobrze, poczułam mrowienie w stopach.
-To cudowna wiadomość! Musimy to uczcić.- pognał po szampana i już wyciągał kieliszki.
-Dlaczego nie powiedziałeś Mariuszowi, że miałam wypadek?- zamarł.
-Słucham?
-Okłamałeś Mariusza mówiąc mu, że wyjechałam kiedy leżałam nieprzytomna w szpitalu?
-Kto Ci o tym powiedział?
-Ale ja nie o to pytałam.
-Zapewne Mariusz.
-Otóż nie, Michał ale odpowiedz na pytanie.
-Byłem na niego wkurwiony, nie chciałem żeby do Ciebie przychodził.
-Ale on dla mnie coś znaczył i w sumie dalej znaczy. Nie przyszło Ci do głowy, że ja powinnam zdecydować czy chcę Go widzieć a nie Ty?- na chwilę go zatkało.
-Zachowałem się głupio ale...
-A poza tym dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Tyle razy żaliłam Ci się, że Mariusz ani razu nie przyszedł nawet się mną nie zainteresował, płakałam Ci w rękaw a Ty się nawet nie zająknąłeś, że z nim rozmawiałeś! Jak mogłeś patrzeć na swoją twarz codziennie w lustrze i spojrzeć mi w oczy!?- oczy zaszły Ci łzami ze złości.
-Bo mi na Tobie zależy! Chciałem Cię mieć tylko dla siebie!
-Co?- zatkało Cię.
-Ty przed oczami miałaś tylko Mariusza, płakałaś za nim a ja Cię pocieszałem w duchu chcąc Go zabić bo dobrowolnie z Ciebie zrezygnował. Gdybym ja był na jego miejscu w życiu bym tak nie postąpił. Byłem na każde Twoje zawołanie, pozwoliłem Ci ze sobą mieszkać z nadzieją, że poczujesz do mnie chociaż namiastkę tego co czujesz do Mariusza ale tak się nie stało i teraz już wiem, że tak się nigdy nie stanie. Ale coraz trudniej było mi powiedzieć Ci o tym, że to po części przeze mnie nie jesteś teraz z Wlazłym. Pewnie gdybym mu powiedział, że leżysz w szpitalu w środku nocy by do niego przyjechał z kwiatami przeprosił Cię a Ty byś mu wybaczyła ale nie chciałem tego.
-To to co zrobiłeś nie jest normalne. Poza tym teraz to wygląda tak jakbyś mnie zamknął w szklanej wieży.
-Wiem jak to brzmi ale po prostu chciałem Ciebie.- w głowie kłębiło Ci się tysiące myśli. Spodziewałaś się wszystkiego ale nie tego, przecież to był Łukasz, Twój najlepszy i ostatnio jedyny przyjaciel.
-I..ii dalej to do mnie czujesz?
-Tak.- odpowiedział bez mrugnięcia okiem.
-W takim razie pewnie będzie lepiej kiedy się stąd wyprowadzę.
-Gdzie Ty się chcesz wyprowadzić?
-Do siebie, przecież mam mieszkanie.
-Na trzecim piętrze, jak tam chcesz wjechać wózkiem?
-Coś wymyślę.
-Chyba Cię pojebało nie pozwolę Ci się stąd wyprowadzić.
-Nie masz takiego prawa. Jestem dorosła i sama będę o sobie decydować.
-Chcę Ci pomóc.
-Już mi pomogłeś, dziękuję.
-Nie chciałem źle, naprawdę chciałem dobrze.
-Dla siebie, o mnie czy o Mariuszu nie pomyślałeś.- wyjechałaś z pokoju, uważając że rozmowa jest zakończona.
Wciągnęłaś z szafy swoją walizkę i zaczęłaś wrzucać w nią swoje rzeczy. Drzwi za twoimi plecami się otworzyły.
-Zostaw to. Chcę Ci tylko pomóc. Jak Twoja rehabilitacja dobiegnie końca będziesz mogła robić co tylko będziesz chciała ale zanim to nastąpi proszę zostać.- patrzyłaś na niego kiedy on chował walizkę z powrotem do szafy. Dałaś za wygraną.- Zaraz zrobię jakiś obiad. Masz ochotę na coś konkretnego?- pokręciłaś przecząco głową, prawda była taka, że smakowało Ci wszystko co robił Łukasz.
________________________________________________________________
Jak zwykle spóźniona wracam z nowym rozdziałem! :D
Ostatnie dwa tygodnie to była dla mnie szkoła życia! Nikomu nie życzę takich przygód, naprawdę nikomu. Dwa tygodnie temu a dokładnie w czwartek (nie ten tylko poprzedni) odłączyli nam prąd na mieszkaniu bo rzekomo dwa rachunki zaginęły na poczcie więc cały dzień siedziałyśmy bez prądu/ internetu. Ale kiedy nam już prąd podłączyli okazało się, że przy tym padł nam router od internetu i dwa dni czekałyśmy na technika, no cudnie.
Kolejna przykra sytuacja zdarzyła się również w czwartek (czy już wspominałam, że nie lubię czwartków?) ale w zeszłym tygodniu. Pojechałyśmy samochodem ze współlokatorką na galerię zrobić jakieś cięższe zakupy typu zgrzewka wody, proszek itd ale kiedy chciałyśmy z stamtąd wyjechać okazało się, że samochód nie chce zapalić. Wszyscy znajomi wyjechali na weekend do domów, Ci co zostali nie mieli samochodów, noc, zimno no tragedia, my przestraszone, że popsułyśmy samochód. Na szczęście dwóch kolegów przyszło (piechotą, bo pili) i poszli się zapytać jakiegoś dziadka czy by nie użyczył samochodu żeby od kabli odpalić nasz ale stary pryk (nie każdy starszy dziadek to pryk ale ten akurat taki był) powiedział, że nie bo mu rozjebiemy samochód już raz tak komuś odpalał i skończyło się to wizytą w warsztacie. Na szczęście zatrzymała się jakaś dobra kobietka i nam pomogła, i w niedzielę była powtórka z rozrywki ale byłyśmy już mądrzejsze i zadzwoniłyśmy na taksę przyjechał pan i nam odpalił bez problemu. Wnioski: trzeba kupić nowy akumulator. Umiejętności: podpinanie kabli do akumulatorów. Czułam się trochę jak harcerz zdobywający kolejne umiejętności (? w harcerstwie się zdobywa umiejętności? a nie czasem sprawności? no nie ważne nie byłam harcerką :P).
A z takich przyjemniejszych rzeczy to dzisiaj (tak, dzisiaj bo jest już po północy jak by ktoś nie zauważył) mam dwie obrony projektów z których na jeden muszę umieć na tip top na drugi tyle o ile a niestety rzeczywistość wygląda tak, że na oba umiem tyle:
Tak, że pozdrawiam Was cieplutko!
Do przyszłego poczytania:
T.